2 marca 2024
fot. pexels.com / grafika: JH

Na obraz Boga

o. Grzegorz Ginter SJ

Chciałbym w tej konferencji zająć się obrazem Pana Boga, jaki nosimy w naszym sercu, a także iluzjami życia duchowego. Dzięki omówieniu tych zagadnień będziemy mogli patrzeć na rzeczywistość w prawdziwym świetle, doświadczać prawdziwego spotkania z Bogiem, a także prawdziwie spotykać się z samym sobą i drugim człowiekiem.
 
|→ Nagranie wykładu znajduje się pod tekstem kliknij aby przejść.
 

OBRAZY

Bóg objawia się nam stopniowo, na różne sposoby. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz – jak możemy przeczytać na początku Biblii, a św. Paweł przypomina nam w pierwszym rozdziale Listu do Kolosan, że Jezus jest obrazem Boga niewidzialnego. Wierzymy w to, że jesteśmy powołani do spotkania z Bogiem twarzą w twarz, a więc bez pośrednictwa obrazów. Święty Paweł w trzynastym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian mówi, że teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, a dopiero potem poznamy, a więc zobaczymy w pełnym świetle. Bóg nas widzi i doświadcza bezpośrednio. My natomiast potrzebujemy obrazów. One są w naszej wyobraźni, której pośrednictwo umożliwia nam kontakt z Bogiem i Jego Tajemnicą. Z jednej strony obraz przybliża nas do Pana Boga, z drugiej – w jakimś stopniu Go przesłania, wręcz zasłania. Niby widzimy i poznajemy, ale nie do końca. Często mamy z tym problem, zwłaszcza gdy obraz jest nieadekwatny i nie prowadzi do Pana Boga, mimo że takie jest jego zadanie. Jeżeli obraz koncentruje na sobie, przestajemy widzieć Tego, na którego ma on wskazywać. Obraz w naszej wyobraźni powinien być podobny do gwiazdy betlejemskiej. Jej zadaniem było poprowadzić do Betlejem, do żłóbka, do stajenki. Gwiazda nie skupiała na sobie uwagi, lecz wyznaczała kierunek.

Źródło fałszywych obrazów
Mamy różne obrazy Pana Boga. Na pierwszy rzut oka są one bardzo poprawne. Wszystko zależy jednak od tego, jak je rozumiemy. Rozważmy taki przykład: Bóg jest naszym autorytetem, ale w zależności od tego, jak byliśmy traktowani przez rodziców, wychowawców, katechetów – postrzeganych przez nas jako ziemskie autorytety, w taki sam sposób traktujemy Pana Boga. Zamiast się do Niego przybliżać, możemy mieć przed Nim zbyt duży respekt, który budzi lęk, niechęć. Przez nasze wyobrażenie autorytetu Bóg jawi się jako bardzo zimny, wymagający, daleki. Zatem ten obraz, który sam w sobie nie wydaje się zły, ponieważ Bóg jest autorytetem, wcale nie prowadzi nas do Niego. Warto to sobie uświadamiać, bo dzięki temu łatwiej nam będzie przybliżać się do Boga pomimo oporów i lęków. Kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy, nieświadomie możemy od Pana Boga uciekać. Mimo że chcemy się do Niego zbliżać, odchodzimy od Niego. Na przykład niechętnie stajemy do modlitwy, gdy zaplanujemy ją zbyt późno, bo myślimy o pójściu spać, a nie o spotkaniu się z Bogiem. To wszystko może wzbudzać w nas podejrzliwość i strach wobec Boga.

Bóg dobrodziej
Niektóre osoby widzą w Bogu świętego Mikołaja, dobrą wróżkę czy złotą rybkę – chcą coś od Niego dostawać. Traktują Boga bardzo życzeniowo. Gdy im się życie układa, to oczywiście Pan Bóg jest dobry, chwalą Go, cieszą się Nim. Gdy się nie układa, oddalają się od Niego, bo ich oczekiwania były inne. Wyobrażali sobie, że życie z Panem Bogiem będzie dawało przyjemność i zadowolenie, a tak nie jest. Trudno im wtedy zaakceptować, że to, co się przydarza, zwłaszcza gdy jest trudne i bolesne, może służyć ich dobru, że w tym również mogą spotkać Pana Boga.

Jest z tym związana pewna iluzja, którą możemy żyć: kiedy mam Boga blisko siebie, to nic mi tu na ziemi nie grozi, wszystko będzie się udawać. Tak myśleli Żydzi. Kiedy przegrali bitwę z Filistynami, jest o tym napisane w Pierwszej Księdze Samuela, sprowadzili sobie Arkę Pana, żeby wygrywać. Okazało się jednak, że przegrali jeszcze bardziej. Bóg nie jest talizmanem i nie chroni nas przed trudnymi doświadczeniami. Bóg jest w tych wydarzeniach i prowadzi nas nieustannie do siebie, nawet jeśli są one trudne. Żyjąc iluzją, nie będziemy myśleć o Panu Bogu jako osobie i w związku z tym traktować Go na serio. Będzie jedynie kimś do spełniania naszych życzeń.

W tym miejscu można przywołać trędowatego, który przychodzi do Jezusa i mówi: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jeśli chcesz – to znaczy ja bym bardzo chciał być uzdrowiony, ale traktuję Ciebie, Panie Boże, na serio. Jeśli nie chcesz mnie uzdrowić, przyjmę to, bo Ty możesz chcieć i możesz nie chcieć. Podobnie powinniśmy traktować drugiego człowieka: szanować jego wybór. W języku duchowym istnieje pojęcie Bojaźni Bożej – daru Ducha Świętego, której nie należy rozumieć jako lęku przed Bogiem. Chodzi o to, aby szanować Jego wolę. Z jednej strony Bóg jest bardzo blisko nas, z drugiej – nie jest kumplem do klepania po plecach. Jeśli jednak będziemy żyć w takiej iluzji, wtedy rzeczywiście trudno nam będzie się do Niego zbliżyć. Potrzebujemy odczuwać bliskość i czułość Boga, patrzeć na Niego z ufnością dziecka, a równocześnie darzyć Go szacunkiem. Wtedy rzeczywiście to, co wypowiadamy w modlitwie Ojcze nasz, się spełnia: „bądź wola Twoja”.

Bóg kontrolujący
Przyjrzyjmy się obrazowi Pana Boga jako wszechmogącego. W prawie każdej modlitwie, zwłaszcza w modlitwie liturgicznej Kościoła, słyszymy słowa: „wszechmogący, wieczny Boże”. Jak rozumiemy to, że Bóg jest wszechmogący? Może widzimy Go jako kogoś, kto wszystko może zrobić. Tak się na pierwszy rzut oka wydaje, ale warto sobie uświadomić, że Pan Bóg nie może, na przykład, sprawić, żeby dwa razy dwa było pięć. On sam stworzył logikę tego świata, jest Logosem. Nie sprawi więc, żeby coś tej logice przeczyło, bo przestałby istnieć, a Bóg nie może przestać istnieć. Bóg może tak naprawdę tyle i aż tyle, ile może miłość. Bóg jest wszechmogący w swojej miłości. Zobaczmy – miłość nie może pragnąć, na przykład, nieszczęścia, bo to się nie mieści w miłości. Nie może pragnąć krzywdy człowieka, nie może pragnąć zła. To nie leży w granicach miłości. Bóg jako miłość nie może chcieć uczynić z nas swoich niewolników ani użyć siły i przemocy, aby ukarać grzeszników, kogoś zniszczyć lub zmienić go na siłę, komuś odpłacić. Czasem byśmy chcieli Boga zaprząc do takiej pracy, aby zmienił moją żonę, mojego męża, moje dzieci, bo są tacy owacy. Bóg tego nie zrobi. Inaczej mówiąc, On to robi, ale siłą miłości, a nie siłą perswazji, przymusu, nacisku. Bóg nie zabiera wolności. Miłość nie kontroluje nikogo i niczego, bo to nie leży w jej granicach. To my mamy błędne myślenie o tym, że miłość wszystko kontroluje. Miłość pobudza do życia, miłość pobudza do wzrostu. Człowiek, który rozwija się w miłości, może wybierać, jest zdolny do podejmowania decyzji. Bóg nie jest też policjantem czy sędzią, który czyha na nasze potknięcia, żeby nas osądzić, ukarać.

Bóg sędzia
Czasami tak mówimy, znamy tę katechizmową „prawdę”, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Czy to jest adekwatny obraz Pana Boga? Czy to jest prawdziwy obraz Boga? Niejednokrotnie słyszeliśmy takie słowa: nie rób tak, bo Pan Bóg cię pokarze. To straszenie Panem Bogiem sprawia, że się do Niego nie przybliżę, będę bał się relacji z Nim, ponieważ nie będę Go widział takim, jakim jest naprawdę. A w Biblii sędzia to osoba, która jest obrońcą, ochrania człowieka, a nie osądza. Ten osąd nad światem najbardziej widzimy na krzyżu, gdy Pan Jezus mówi: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Takim sędzią jest Bóg. Jakże infantylne jest więc mówienie, że Bóg za dobro wynagradza, za złe karze. To metoda kija i marchewki – musisz dobrze robić, to dostaniesz nagrodę, a jak będziesz źle robić, to dostaniesz karę. Czy taki jest nasz Pan Bóg? Czy taki Jezus nam się objawia? Zobaczmy, że w Ewangelii On z grzesznikami je i pije, jak sam mówi – nazwany jest pijakiem i żarłokiem. Złości się zaś na tych niby porządnych, którzy udając pobożność, krzywdzą innych ludzi. Warto pomyśleć o tym, co oznacza, że Boga nazywamy sędzią.

Wola Boża
Czasem myślimy, że Bóg bawi się z nami w chowanego: ukrywa przed nami swoje plany wobec nas oraz różne zadania, które musimy wykonać, aby dostąpić zbawienia. Czy rzeczywiście tak jest? Tę grę często nazywamy wolą Bożą. Oczywiście chcemy pełnić wolę Bożą. Mówimy: „Bądź wola Twoja, Panie Boże”. Mimo to czasem mamy takie przekonanie, że Bóg ma misterny plan na nasze życie, a jeśli go nie odkryjemy i nie zrealizujemy, to nasze życie będzie nieszczęśliwe. Ale gdzie w tym jest dar wolności, który od Niego otrzymaliśmy? Bóg pragnie, byśmy byli szczęśliwi, ale tak naprawdę nasze szczęście nie jest uwarunkowane wypełnianiem zadań i zdobywaniem kolejnych punktów, sprawności, tak jak na obozie harcerskim. Bóg złożył w nas wiele darów i pragnie, byśmy z nich korzystali, byśmy wybierali, byśmy podejmowali decyzje. Na tym polega dojrzałość i na tym polega wolność, że to ja wybieram, ja się decyduję, ja wcielam w życie. Pytamy czasem Boga, co mamy robić, jak żyć i czekamy na konkretne wskazówki, jakiś algorytm. A Bóg mówi tak: Złożyłem w twoje serce moją miłość, obdarzyłem cię rozumem i wolną wolą, wyposażyłem w sumienie, uczucia, zmysły, daję ci codziennie Słowo. Korzystaj z tego, idź, patrz, słuchaj, wybieraj, decyduj. Jak powiedział święty Ireneusz z Lyonu, Bóg błogosławi naszym wyborom. To my czasem wolimy trzymać się tej wersji, że Pan Bóg ma jakiś konkretny plan, który musimy wypełnić, choć nawet nie wiemy, jak go poznać. Trudno jest nam wziąć odpowiedzialność za swoje życie, trudno jest nam wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Warto o tym pomyśleć.
 

ILUZJE

Na koniec opowiem o trzech iluzjach, w których czasem żyjemy.

Pierwsza to iluzja sentymentalna. Jest typowa dla ludzi, którzy uważają, że wystarczy czuć Pana Boga, aby Go poznać. W tej sentymentalnej iluzji ważne są uczucia. Pana Boga i miłość redukuje się do przyjemnych emocji, co grozi sprowadzeniem Boga do trochę takiego pluszaka. Rodzi to, na przykład, takie konsekwencje, że człowiek nie jest zdolny do wielkich przyrzeczeń, bo kiedy mu zabraknie emocji (a te nie zawsze będą takie, jak chcemy), zniechęca się, zraża, porzuca i Pana Boga, i wartości w swoim życiu. Wtedy wartościujemy modlitwę według emocji: modlimy się wtedy, gdy czujemy potrzebę, a nie dlatego, że chcemy się z Bogiem spotkać. Jeśli na modlitwie nie czujemy wzniosłych uczuć, odbieramy to tak, jakbyśmy się nie modlili. Taki człowiek często nie znosi milczenia Boga, Jego nieodczuwania. Szuka bardziej pocieszenia od Boga niż Boga, który daje pocieszenie.

Druga to iluzja moralna. W niej nie uczucia, a wola jest tym czynnikiem, któremu nadajemy wartość wręcz absolutną. Iluzja moralna oznacza przekonanie, że doświadcza się Boga dzięki czynieniu określonych rzeczy, przestrzeganiu przykazań i kodeksu, praktykowaniu ascezy. I kiedy to wszystko robimy, to czasem, tak jak bogaty młodzieniec, pytamy, czego nam jeszcze brakuje. To również prowadzi do iluzji, ponieważ zaburza relację człowiek – Bóg.

Człowiek trwający w tej iluzji nie potrafi powiedzieć „dziękuję”, bo uważa, że na wszystko zasłużył, skoro wypełnia przykazania. Próbuje „zarobić” na własne zbawienie. Ale my nie możemy zapracować na własne zbawienie. Ono jest nam darmo dane przez Pana Boga. Nie możemy na nie zasłużyć. Możemy je przyjąć. Na miłość się nie zasługuje, miłość się przyjmuje. Człowiek ściśle przestrzegający przykazań często – nie zawsze, ale często – jest bardzo wymagający wobec siebie i innych. W relacjach międzyludzkich bywa szorstki. I trudno mu przyjąć Boże Miłosierdzie jako darmowy dar.

Trzecia to iluzja intelektualna. Według niej nasz rozum może być czynnikiem najważniejszym, a poznanie Boga jest kwestią wyłącznie teoretyczną. Są tacy ludzie, którzy nie mają problemów z wiarą, bo o Bogu wiedzą niemal wszystko i zawsze są gotowi udzielić wyjaśnień. To wszystko jest jednak tylko w ich głowie. Taki człowiek ma trudność ze zrozumieniem drugiej osoby, która przeżywa wątpliwości w wierze. Nie akceptuje przeszłości, stara się kontrolować teraźniejszość, a w przyszłość patrzy z niepokojem. I wszystko, co naznaczone jest niepewnością, stanowi dla niego problem, bo przecież wszystko chciałby wiedzieć i zrozumieć. Wszystko to, co wymyka się rozumowi, bo nie jest zaprogramowane czy przewidywalne, odbiera jako niebezpieczne. To oznacza, że nie potrafi też zawierzyć i zaufać Bogu, bo trudno mu to pojąć rozumem. Tymczasem człowiek wchodzi w relacje z Bogiem, kiedy uznaje własną niezdolność do zrozumienia wszystkiego i zachowuje w sercu to, czego nie pojmuje. Oczywiście może pytać, ale godzi się na to niezrozumienie, tak jak Maryja. Człowiek, który żyje w iluzji intelektualnej, pragnie wierzyć tylko głową. Wyklucza i serce, i dzieła dobrej woli.

Jak powstaje iluzja?
Te trzy iluzje: sentymentalna, moralna i intelektualna to trzy rozległe dziedziny życia człowieka. Tak naprawdę chodzi o to, żebyśmy te dziedziny wykorzystywali, by one współpracowały ze sobą. Wierzymy zarówno uczuciami, jak i wolą oraz intelektem. Będziesz miłował Pana Boga z całego serca swego, z całej duszy, ze wszystkich sił, całym swoim umysłem – wszystkim wierzymy. Jeśli któryś z tych czynników zaczyna być dominujący, tworzy się iluzja. Fałszywe czy nieadekwatne obrazy Pana Boga powstają wtedy, kiedy zaczynamy od czegoś, co jest prawdziwe, ale w jakimś aspekcie przesadzone, przeakcentowane, pozbawione realnego spojrzenia na rzeczywistość, które obejmowałoby ją w całości. Warto to sobie uświadomić.

Co możemy z tym zrobić?
Możemy zmienić noszony w sobie obraz Pana Boga, samego siebie, drugiego człowieka i świata wokół nas. Możemy o to prosić Pana Boga w modlitwie: Daj mi poznać, jaki jesteś naprawdę. Daj mi poznać siebie samego, kim ja jestem. Daj mi poznać drugiego człowieka, abym nie osądzał go po pozorach, nie oceniał powierzchownie. Bym powstrzymywał się od obgadywania, plotkowania, osądzania innych, bo nie wiem, co jest w sercu drugiej osoby i mogę być fałszywym sędzią, który wydaje wyrok według swoich kryteriów, a nie tego, co jest rzeczywiste.

Wpatrujmy się w Jezusa Chrystusa, który jest obrazem Boga niewidzialnego (por. Kol 1, 15). Podążajmy Jego śladami, uczmy się od Niego relacji z Ojcem. Skoro On jest obrazem Boga, a my jesteśmy na ten obraz stworzeni, to im bardziej upodabniamy się do Chrystusa, tym bardziej stajemy się sobą. O to chodzi w naszej drodze do Boga, żeby upodabniając się do Chrystusa, stać się takim, jakiego Bóg mnie stworzył i jakiego mnie chce. To, jaki teraz jestem, słaby i grzeszny, stanowi punkt wyjścia. Dążmy do tego, by być podobnym do Chrystusa, czyli stać się sobą.

Szczęść Boże.

Transkrypcja pochodzi z pierwszej konferencji serii „A myśmy się spodziewali…”

 


Przeczytaj również Obraz Boga