17 marca 2023
fot. Jacalyn Beales / unsplash.com

Jak zorganizować sobie medytację?

Justyna Hlibowska, WŻCh

Dużym ułatwieniem w nauce medytacji jest wyjazd do domu rekolekcyjnego. W nielicznych parafiach są prowadzone spotkania z medytacją (na przykład w czasie adoracji) lub działa grupa modląca się w ten sposób. Wystarczy, że przyjdziemy, a teksty, miejsce i ciszę mamy zapewnione. To idealna sytuacja dla tych, którzy nie lubią próbować sami. Jeśli te formy nie są dla nas dostępne, nic nie tracimy. Możemy zorganizować sobie medytację w domu. Tutaj jednak wszystko już zależy od nas. Także to, czy zadbamy o odpowiednie warunki dla siebie i dzięki temu przekonamy się do regularnego medytowania.

 

Materiały

Udział w rekolekcjach w życiu to bardzo dobre rozwiązanie na początek. Otrzymamy wtedy wszystkie wprowadzenia i konferencje oraz wsparcie osoby towarzyszącej, która pomoże nam w razie wątpliwości.

Oczywiście może być tak, że chcemy medytować samodzielnie, nie decydując się od razu na całe rekolekcje. Choćby po to, aby zobaczyć, czy ta forma modlitwy jest dla nas. Wtedy warto skorzystać z instrukcji. Pierwszym zadaniem będzie dobór tekstów i rozpisanie punktów. W razie trudności możemy sięgnąć po gotowe wprowadzenia. Znajdziemy je w spisie – Sigla – spis medytacji lub na stronach w zakładce Linki. Wybierzmy takie, które pasują do okresu liturgicznego lub z jakiegoś powodu przykują naszą uwagę.

Czas i miejsce

Zaplanujmy sobie wcześniej czas medytacji. Uwzględnijmy aktywność domowników i nasze obowiązki. Nie liczmy na spontaniczną przerwę między kolejnymi zajęciami. Bez planu grozi nam wieczne odkładanie na potem. Dobrze jest znaleźć taki czas, gdy możemy być sami w domu albo gdy domownicy (i zwierzaki) nie będą nam przeszkadzać. Lepiej, żeby nie był to późny wieczór, bo co prawda zazwyczaj panuje wtedy cisza, ale może nam zabraknąć sił na tak wymagającą modlitwę. Jeśli w domu zawsze jest gwarno, wtedy można sprawdzić, czy na przykład po drodze z pracy jest jakaś kaplica, z której będziemy mogli skorzystać. A może mamy zaprzyjaźnioną sąsiadkę, którą namówimy na wspólną medytację?

Wybierzmy sobie spokojne miejsce, choćby kąt. Usuńmy to, co może nas rozpraszać. Niektórzy na czas modlitwy ustawiają ikonę albo zapalają świecę. To bardzo pomaga w skupieniu. Koniecznie wyciszmy telefon.

Ciało

Ostatnia rzecz to nasze ciało. Podczas właściwej medytacji (45 minut) powinniśmy spokojnie wytrwać w jednym miejscu. Jest to niezbędne, aby całkowicie skupić się na modlitwie. Sam układ ciała nie nadaje medytacji znaczenia w takim sensie, że będzie ona „lepsza” albo „wartościowsza”. Chodzi tylko o wygodę i czujność.

Na początku często nie wiemy, co bardziej nam posłuży: kanapa czy krzesło, więc po prostu spróbujmy. Na przykład krzesło raczej nie będzie dobrym wyborem dla osób, które codziennie pracują przy biurku albo mają jakieś kontuzje. Zrezygnujmy więc z każdej pozycji, która sprawia nam dyskomfort. W medytacji nie chodzi o umartwienie ani o walkę z rozproszeniami.

Dla większości dobry będzie fotel. Jeśli się nie sprawdzi, następnym razem wypróbujmy inne siedzisko, dywan albo poduszkę do medytacji. Leżenie nie jest wskazane przede wszystkim dlatego, że większość z nas ma tendencję do zasypiania w takiej pozycji. Ale dla osób, które nie mają tego problemu może to być jedno z rozwiązań. Jednak na początku spróbujmy znaleźć dla siebie taką pozycję, która uwzględnia wyprostowane plecy, pozwala na swobodny oddech i na czuwanie bez nadmiernego skupiania się na ciele.

Tak naprawdę dopiero podczas pierwszych medytacji uczymy się tego, co nam pomaga lub przeszkadza. Czasem nie trzeba wiele, aby nasze mieszkanie stało się dla nas najwygodniejszym miejscem do modlitwy.


Poniżej kilka przykładów, jak organizujemy sobie nasze medytacje w codzienności.

Teresa: Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie różnych elementów, na które składa się medytacja. Pomogło mi w tym m.in. słuchanie różnych osób i ich doświadczeń. Każdy mówi o tym doświadczeniu trochę inaczej.

Przede wszystkim do medytacji siadam wygodnie: w moim przypadku jest to siad ze skrzyżowanymi nogami po turecku. Potrzebuję dobrego podparcia pleców, najczęściej pomagam sobie poduszką. I jako zmarzluch przykrywam się kocem – poza upalnymi dniami, których w roku w sumie jest niewiele. Ważny jest dla mnie początek – nie przemawia do mnie słowo „wyciszenie”, raczej rozumiem ten czas jako zatrzymanie się i zobaczenie, z czym przychodzę, z czym staję przed Panem. Lubię wszelkie analogie ze spotkaniem z dobrą koleżanką. Najpierw się widzimy i pada pierwsze pytanie: „co słychać?”. Więc uświadamiam sobie „co słychać u mnie?” i ze świadomością tego staję przed Panem…

Justyna: Modlę się medytacją w każdą niedzielę. Mam wtedy najwięcej czasu i w moim bloku jest wtedy najciszej. Jako temat do medytacji wybieram sobie któreś z niedzielnych czytań. W sobotę staram się przeczytać komentarz do tego czytania. Teraz korzystam z „Katolickiego Komentarza do Pisma Świętego” lub „Rozważań liturgicznych na każdy dzień” Włodzimierza Zatorskiego OSB. Czasem w Internecie wpadają mi inne komentarze. Jeśli są pomocne, biorę z nich to, co przykuwa moją uwagę. Ostatecznie notuję sobie 2-3 słowa lub krótkie frazy. Gdy temat czytania jest szczególnie intrygujący, szukam wyjaśnień w różnych opracowaniach biblijnych. To pomaga mi lepiej zrozumieć kontekst danego wydarzenia, wyobrazić je sobie na nowo i wyrwać się ze schematu, który mam w głowie.

W niedzielę pozostaje mi już sama medytacja. Najczęściej medytuję rano. Ze względu na problemy z kręgosłupem siadam na sofie po turecku z odpowiednio podpartymi plecami. Taka pozycja daje mi pewność, że przez 45 minut będzie mi wygodnie i nie zasnę. Wyciszam telefon i ustawiam minutnik. Naprzeciw mam pustą ścianę z dużą ikoną Jezusa. Kiedy się rozpraszam, pomaga mi spoglądanie na nią. Mam przy sobie notatki i Pismo Święte. Po skończonej medytacji zapisuję to, co było dla mnie ważne.

Ewelina: Mam dwoje małych dzieci. Abyśmy mogli pomodlić się medytacją, wymieniamy się z mężem opieką nad dziećmi. „Oddalam się” do pokoju, gdzie nie ma dzieci, tak aby mnie nie widziały. Medytuję popołudniami, kiedy jeszcze nie jestem bardzo zmęczona. (Próbowałam wieczorami, kiedy dzieci spały, ale to się nie sprawdziło. Obowiązki wieczorne, zmęczenie powodowały duże problemy ze skupieniem).

Siadam wygodnie na kanapie, zapalam małą lampkę (zaciemniony pokój powoduje, że szybciej się wyciszam), okrywam się kocem. Na początku medytacji szukam w sobie uczucia ciepła w okolicy żołądka. Jest to taki mój stan, kiedy jestem spokojna, skupiona, głowa jest wolna od myśli codziennych. Siedzę z zamkniętymi oczami i skupiam się na tym odczuciu tak długo, aż ono się pojawi (zazwyczaj 3-5 minut). I zaczynam czytać Słowo Boże. Jeśli pojawią się rozproszenia, ponownie szukam tego charakterystycznego dla mnie ciepła w środku, wtedy mogę kontynuować medytację.

Jak doszłam do tego, żeby skupiać się na swoim wnętrzu? Z czasem zauważyłam zależność, że kiedy jestem skupiona i spokojna, towarzyszy temu przyjemne odczucie w środku. Dlatego teraz zaczynam medytację od znalezienia go.

Dorota: Termin medytacji rezerwuję, wpisując w kalendarz, aby nie mieć potem wymówek, że nie zdążyłam. Modlę się w ten sposób raz w tygodniu, w niedzielę wczesnym popołudniem, gdyż jest to najspokojniejszy czas w tygodniu.

Do medytacji wybieram konkretną księgę (np.: Ewangelia wg Św. Marka, listy apostolskie), dzielę ją na poszczególne rozdziały i na mniejsze fragmenty (długość tekstu wg uznania). W sobotę lub niedzielę rano, po krótkiej modlitwie do Ducha Św., czytam wybrany fragment kilkakrotnie i przygotowuję przy biurku, w notatniku, punkta – słowa, które mnie zatrzymały, lub obrazy, emocje, pytania, które pojawiły się podczas lektury. Mam wybrane miejsce w pokoju, gdzie siadam na podłodze, oparta o ścianę (z wyprostowanymi nogami, tak by było mi wygodnie). Nastawiam budzik i odkładam wyciszony telefon. Pismo Św. zostawiam obok otwarte na medytowanym fragmencie i przymykam oczy. Kończę medytację po 30 minutach modlitwą Ojcze Nasz. Potem wracam do biurka, spisuję swoje refleksje.

Najważniejsza jest dla mnie wierność wyznaczonej wcześniej porze modlitwy – niezależnie od chęci, ochoty czy nastroju stawiam się na spotkaniu z Bogiem, jak się stawia na spotkaniu z bliską dla nas, ważną osobą.

Dorota: W ciągu roku zazwyczaj medytuję w trojaki sposób.

→ W Domu Rekolekcyjnym podczas rekolekcji zamkniętych, co zapewnia pełen komfort, wygodę, ciszę, opracowane punkta, czyli wprowadzenie do medytacji.

→ Podczas rekolekcji w życiu codziennym – czyli w domu, w trakcie normalnych zajęć przez 4 tygodnie – najczęściej jest to Adwent lub Wielki Post. Korzystam wtedy z opracowanych na każdy dzień tekstów biblijnych i punktów do medytacji. Dzień wcześniej, wieczorem czytam tekst i komentarz, natomiast przed medytacją odsłuchuję jeszcze raz nagranie. Samą medytację najczęściej robię rano, zanim rozpocznę dzień. Wtedy nikt nie dzwoni, nie mam niespodziewanych wizyt itp. Nastawiam minutnik na 40-45 minut i medytuję, wyobrażając sobie obraz sceny z danego fragmentu Pisma Świętego. Po zakończonej medytacji robię krótką przerwę, najczęściej na kawę i dopiero wtedy zapisuję w zeszycie myśli, które zostały mi po medytacji, czyli to, co dla mnie było najważniejsze.

→ W pozostałym czasie medytuję na spotkaniach mojej wspólnoty, czyli co tydzień lub dwa tygodnie. Wybieramy wtedy jakiś tekst zgodnie z tematyką spotkania lub wykorzystujemy fragment z czytań Kościoła na dany dzień. Po przeczytaniu tekstu i ewentualnie punktów do medytacji lub komentarza medytujemy zazwyczaj 30 minut. Najczęściej siedząc na krześle. sofie itp. Bo każdy wybiera dogodne miejsce. Po tym czasie i krótkiej refleksji dzielimy się tym, co uważamy, że było dla nas ważne w tej medytacji.

Barbara: Moje spotkania ze Słowem Bożym w codzienności są oparte na porannej medytacji tekstem Ewangelii z dnia. Bardzo często wykorzystuję wprowadzenia proponowane przez „Modlitwę w drodze”, bo tyle czasu mogę każdego rana poświęcić bez obawy, że modlitwa zostanie mi przerwana. Mam wtedy gwarancję ciszy i możliwości skupienia się.

Nie jest to pełna medytacja, ale przygotowuję się do niej tak jak do każdej. Najpierw czytam tekst, zastanawiam się nad prośbą, zapoznaję się z proponowanymi myślami wprowadzeń.

Gdy zajmę miejsce w fotelu, który stoi przy oknie, uświadamiam sobie, że Bóg jest teraz ze mną. Proszę Go, aby pomógł mi być szczerą i autentyczną w tej modlitwie. Odsłuchuję nagranie. Niezmiernie pomocną jest dla mnie muzyka, która towarzyszy każdemu nagraniu. Wprowadza mnie w scenę i sprawia, że wsłuchuję się uważnie w słowa Ewangelii i rozważania. Staram się, aby ten czas był tylko z Bogiem i dla Boga.

Bardzo ważna dla mnie jest ostatnia część medytacji – rozmowa końcowa. Tu mogę powiedzieć Bogu, co mnie poruszyło, co ważnego zobaczyłam, usłyszałam, za co mogę podziękować. Z tym idę w codzienność kolejnego dnia.

Zebrała Justyna Hlibowska


Zobacz pozostałe Q&A