3 czerwca 2023
fot. pxhere.com / grafika: JH

Droga poruszeń duchowych

o. Grzegorz Ginter SJ

W tej konferencji chciałbym zatrzymać się przy pewnym, że tak ujmę, „technicznym” słowie z duchowości ignacjańskiej. W rozmowach indywidualnych, a także różnych tekstach, np. wprowadzeniach do modlitwy, możemy spotkać się z pojęciem „poruszenie” (lub „poruszenia”), ale nie zawsze wiemy, co dokładnie ono znaczy. Chciałbym więc pokrótce przedstawić sens samego słowa oraz pokazać drogę wewnętrznych poruszeń, czyli to, do czego one nas prowadzą i w jaki sposób to się wszystko odbywa.

Zwyczajny język

Pan Bóg komunikuje się z nami przez poruszenia. Wiemy, że Bóg nie mówi do nas tak zwyczajnie jak drugi człowiek, ale oczywiście otrzymujemy od Niego znaki za pośrednictwem innych osób. Natomiast gdy Bóg chce bezpośrednio skontaktować się z duszą, robi to za pomocą poruszeń wewnętrznych i duchowych.

Czym jest poruszenie?

Wiemy to od św. Ignacego. W swoim życiu zajmował się różnymi sprawami: nie tylko mieszkał na dworze, ale również był żołnierzem i walczył w armii króla Hiszpanii. W bitwie pod Pampeluną został ranny. Przeżył doświadczenie porażki. Trafił do swojego rodzinnego zamku i tam, nudząc się w czasie rekonwalescencji, czytał książki. A że nie było innych, czytał książki pobożne. Równocześnie rozmyślał o różnych sprawach ze swojego wcześniejszego życia. Zaczęły mu się otwierać oczy na wewnętrzny świat. Na to, co się w nim dzieje. Zaczął sobie uświadamiać, że przychodzą do niego różne myśli i odczucia, z którymi on, w tym momencie, nie bardzo może coś zrobić. Może je jedynie obserwować. Dzięki temu rozpoznał, że każdy z tych wewnętrznych impulsów ma w sobie jakąś energię. Nakłaniały go one do zrobienia czegoś, do działania. I tym właśnie jest poruszenie. To jest wewnętrzny impuls. W życiu duchowym takim impulsem może być Boże natchnienie, np. do czynienia jakiegoś dobra, do przebaczenia. Takim impulsem może być też kuszenie złego ducha do popełnienia grzechu.

Rodzaje poruszeń

Św. Ignacy poruszenia nazywał myślami. Nie w naszym, czyli współczesnym ich znaczeniu, lecz jako myśli, które są połączone z uczuciami, mające w sobie energię do działania i rzeczywiście popychające człowieka do konkretnej aktywności. Wiemy dobrze, że np. pokusa ma w sobie taką energię, bo jest pewną myślą, czymś, co rozumiemy: zrób to, nie rób tamtego. Ten ładunek emocjonalny jest w jakiś sposób z tą myślą połączony. To, co w nas ma energię, to są emocje. One skłaniają nas do działania, żeby to zrobić albo żeby tego nie robić, tak jak to słynne Puchatkowe powiedzenie: „żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce”. Inaczej mówiąc, mamy w sobie myśli, pewną koncepcję, niejako wizję czegoś, a równocześnie energię albo jej brak do zrobienia tego właśnie. Na przykład rozważmy taką sytuację, że mamy ochotę się teraz położyć i absolutnie nic nie robić. Oczywiście trzeba rozróżnić: czy to jest chęć słusznego odpoczynku po ciężkiej pracy czy wyłącznie słodkie lenistwo, bo szukamy wygody i odpoczynku tam, gdzie ich zasadniczo nie znajdziemy. Tak więc poruszenie jest impulsem w nas, pewną myślą, która zawiera w sobie również ładunek emocjonalny i która nakłania do zrobienia czegoś, jest ukierunkowana na coś.

Św. Ignacy mówił, że są trzy rodzaje myśli. Jedną jest moja własna – taka dosyć neutralna. Są też dwie inne, które przychodzą jakby z zewnątrz. Św. Ignacy nazywa je wprost: jedna jest od dobrego ducha, druga – od złego ducha. Czyli coś mnie pcha ku dobru, a coś innego mnie pcha ku złu. Tu są natchnienia Boże, a tu są pokusy. Poruszenia do dobrego, poruszenia do złego.

Bodziec

Poruszenia mogą mieć swój bodziec, czyli coś, co je wywołuje. Na przykład czytam pobożną książkę i mogę mieć poruszenie, aby się pomodlić. To pobożna książka jest bodźcem do tego działania, to ona tak mnie zachęciła.

Albo mogę, nie rozpoznawszy tego, pomyśleć: odpocznę sobie piętnaście minut, bo rzekomo jestem zmęczony. A po tym słodkim piętnastominutowym lenistwie uznam, że w ogóle nie chce mi się wstawać z fotela. Ta myśl okazała się więc pewnym bodźcem, poruszyła mnie do działania. Co więcej, może się okazać, że za tym przyjdzie kolejne poruszenie, aby sobie dzisiaj w ogóle odpuścić.

Podsumujmy, poruszenie jest pewnym współdziałaniem myśli i uczuć, współdziałaniem pewnych odruchów, upodobania (coś mnie przyciąga) i odrazy (coś mnie odpycha). Pojawia się ono w naszej świadomości spontanicznie i nakłania w konkretnym kierunku.

W kontakcie ze Słowem Bożym

Św. Ignacy zakłada, że będziemy mieć poruszenia podczas modlitwy. Kiedy rozważamy Słowo Boże, jest ono bodźcem do określonego działania.

Gdy czytam „pójdź za Mną”, te słowa mogą we mnie wywołać jakąś reakcję. Niekoniecznie będzie to pójście za Chrystusem, niekoniecznie musi to być odczytywanie specjalnego powołania. Może pojawić się też złość lub smutek, a nawet lęk przed tym, żeby to wezwanie wcielić w życie albo obawa, że nie wiem, jak to zrobić. Słowo może dotrzeć nie tylko do ucha, ale przez ucho do mojego serca i tam mnie poruszyć. Na modlitwie, jak zakłada św. Ignacy, spodziewamy się poruszeń, otwieramy się na działanie Słowa Bożego. Otwieramy się na to, żeby te poruszenia się pojawiały – Pan Bóg zaczął do mnie mówić. Tu nie chodzi o to, że Pan Bóg nie mówi, tylko, że my nie zawsze jesteśmy uważni na Jego słowo. Nie jesteśmy otwarci, nie szukamy Go. W zmianie tej postawy mają nam pomóc wprowadzenia do modlitwy, w których są czasami pytania pomocnicze. Pobudzając myślenie i uczuciowość, sprzyjają pogłębionej refleksji nad własnym życiem. To wszystko wywołuje różne poruszenia: intryguje, zaciekawia, zasmuca. Tym właśnie jest poruszenie, że Słowo Boże, które przychodzi do mnie, odczuwam w środku. To współdziała z moimi uczuciami, które się we mnie pojawiają. W poruszeniach myśl intelektualna łączy się z uczuciem.

Jak reagować na poruszenia?

Gdy podczas modlitwy przychodzi poruszenie, trzeba je „złapać w sobie”, zanotować. To, co przychodzi jako poruszenie, należy poddać interpretacji. Trzeba nauczyć się interpretować to, co się przeżywa – swoje poruszenia. I rozpoznawać, do czego one prowadzą w dalszej drodze. Poruszenie ma w sobie energię, aby podjąć decyzję i wprowadzić ją w czyn. A ten może być albo dobry, albo zły. Skoro chcemy robić dobre rzeczy, potrzebujemy wiedzieć, co się z nami dzieje przy tym poruszeniu wewnętrznym i niewidzialnym, aby zewnętrzny czyn był dobry, a nie zły. Jeśli jednak będzie zły, należy wrócić do tego poruszenia i zobaczyć, dlaczego tak się stało. Może czegoś nie usłyszeliśmy. Może coś błędnie odczytaliśmy lub dokonaliśmy mylnej interpretacji, wskutek czego czyn był zły. Poruszenia domagają się interpretacji. Nie można w pełni ufać wszystkim swoim myślom i powiązanym z nimi uczuciom.

Trzy rodzaje myśli

Św. Ignacy mówił, że są w człowieku trzy rodzaje myśli. Dwie z nich pochodzą z zewnątrz, z czego jedna od złego ducha. Jest więc ryzyko pomyłki, że to od złego pomyli się z tym, co od dobrego, i pójdzie się za tym. Poruszenie jako spontaniczna reakcja na bodziec jest w pewny sensie ślepe, dlatego wymaga rozważenia i zinterpretowania. Do ładunku emocjonalnego trzeba dołożyć swoje rozumowanie oraz szukać odpowiedzi na pytanie: Co Ty, Panie Boże, chcesz mi przez to powiedzieć.

Słyszę słowo, np. „Pójdź za Mną“, i ono coś we mnie robi. Załóżmy, że przynosi mi smutek. Zaczynam się więc zastanawiać dlaczego smutek. Przecież to jest dobre wezwanie. Pan Bóg mnie zaprasza do współpracy i to wcale nie musi oznaczać powołania do kapłaństwa, zakonu, tylko zachętę, abym poszedł za Panem Bogiem w swojej codzienności. Mogę zacząć to słowo rozważać. Co Ty, Panie, chcesz mi przez to powiedzieć? Dlaczego ono wywołuje we mnie smutek? Czy ono nie wiąże się przypadkiem z jakimiś konkretnymi wydarzeniami z mojego życia? Może tak być, bo na przykład widzę, że w konkretnych sytuacjach życiowych nie szedłem za Jezusem, lecz za swoimi zachciankami. I Pan Bóg tym słowem, które wypowiada, i przez to, jaką ono wywołuje we mnie reakcję, chce pokazać mój smutek. Smutek jest takim uczuciem, które mówi o stracie. Tracę, kiedy nie idę za Bogiem. Być może nawet odczuwam niepokój w związku z tym, że robię coś niezgodnie z prawem miłości, niezgodnie z wolą Bożą, która wyraża się w miłości, dobru, prawdzie. Słowo Boże, konkretne słowo, to jedno krótkie zdanie „Pójdź za Mną” mogło we mnie wywołać taką reakcję. To jest droga poruszeń we mnie.

Poruszenie przyszło i ja je zaczynam interpretować. W jakim kluczu? Po pierwsze w kluczu swojego życia, tego, co się w nim dzieje. Po drugie w kluczu Ewangelii. W jaki sposób to moje życie odpowiada życiu ewangelicznemu, życiu Bożemu, życiu w kluczu dobra, prawdy, miłości, pragnienia Boga, wzrastania w Jego obecności? To może mi się pokazać. Mogą mi się zaraz potem pojawić pragnienia, kolejne uczucia. To poruszenie coraz bardziej mnie wciąga, jakby wikła, wzbudza pragnienia, np. chcę iść naprawdę, Panie Boże, za Tobą, nie chcę się błąkać po jakichś swoich ścieżkach. Chcę iść naprawdę za Tobą, i tylko za Tobą, w swoich codziennych wyborach, powołaniu, pracy, relacjach, obowiązkach. Chcę iść za Tobą. A Twoje słowo przez poruszenie pokazało mi, że w konkretnych dziedzinach mojego życia tak się nie dzieje… Wtedy mogę podjąć decyzję, co chcę z tym zrobić. Na przykład chcę to naprawić albo pomodlić się i prosić Pana Boga o łaskę wewnętrznej przemiany, bo czuję, że o własnych siłach tego nie zrobię.

Rozeznawanie i działanie

Wtedy kolejną rzeczą jest wcielić deklarację w czyn, podjąć działanie. Św. Ignacy niezłomnie dążył do celu, który najpierw odczuł w sobie przez poruszenie, a potem interpretacje, co ostatecznie pobudzało jego pragnienie. Szczególnie dobrze wyszło mu to w czasie rekonwalescencji na zamku w Loyoli, kiedy postanowił, że odtąd będzie żył inaczej. W autobiografii zaznacza, że nikt i nic nie było go w stanie przekonać, aby zawrócić z tej drogi. Nawet jego brat, który coś podejrzewał i próbował z nim rozmawiać, nie miał takiej siły.

Jak rozeznawać swoje poruszenia? Jak rozpoznać, do czego Pan Bóg mnie zaprasza? Co mnie pociąga, a co odpycha? Stale potrzebuję rozeznawać, czyli interpretować te różne poruszenia, które są we mnie, bo – jak mówiłem – niekoniecznie muszą one pochodzić od dobrego ducha, z dobrych natchnień.

Czasem się mylimy. Na przykład zakładamy, że niektórym natchnieniom należy ufać, bo wydają się dobre, pobożne. Otóż wcale tak nie jest. Mogę być ojcem, mężem, mieć swoją pracę, obowiązki i może mnie ciągnąć do tego, aby codziennie być na mszy świętej oraz należeć do trzech wspólnot. Mogę mieć duże pragnienie modlitwy i częstego chodzenia do kościoła. Cały czas mogę chcieć jeździć na pielgrzymki i ciągle się angażować się w parafii. Czy to źle? Samo w sobie nie, ale ta interpretacja poruszenia, że chcę więcej działać, kościół mnie potrzebuje, wspólnota mnie potrzebuje, wymaga sprawdzenia, czy obiektywnie jest ono dobre czy złe. Czy jest ono dobre dla mnie, biorąc pod uwagę moją konkretną sytuację życiową? Może się okazać, że wcale nie jest dla mnie dobre, choć wydaje się takie pobożne. Uczestnicząc w tylu rzeczach (znając takie przypadki, celowo przejaskrawiłem opisaną powyżej sytuację – liczbę wspólnot i stopień zaangażowania się w kościele), zaczynam zaniedbywać to, co jest moim pierwszym powołaniem – bycie mężem i ojcem. Zaczynam zaniedbywać swoją rodzinę, przestaję interesować się dziećmi, żoną, szczególnie żoną. Odrzucam wszystkie inne domowe sprawy, bo teraz idę do kościoła, bo teraz zajmuję się ważnymi rzeczami duchowymi, a te są kwestią mojego zbawienia. Przestaję widzieć to, że Bóg czeka na mnie w moim domu, że chce, abym tu się zaangażował.

Potrzebujemy rozeznawać, czyli interpretować wszystkie poruszenia, jakie do nas przychodzą z zewnątrz. Jest taka część poruszeń, której nie trzeba rozeznawać, ale o nich powiem przy następnej okazji. Natomiast zdecydowaną większość naszych poruszeń, czyli spontanicznych reakcji wewnętrznych, potrzebujemy rozeznawać, czyli interpretować. To ważne, bo gdy wybieram cele do realizacji, ostatecznie prowadzą mnie do decyzji, a ta z kolei – do konkretnego działania, które może być dobre albo złe. Może być dobrem i powiększaniem dobra albo pomniejszaniem tego dobra. Aby nie wpaść w pułapkę złego ducha, który nawet przez pobożności może mnie doprowadzić do mniejszego dobra, potrzebuję rozeznawać (co jest kwestią mojej wolności i refleksji nad tym, co się dzieje we mnie, w moim wewnętrznym świecie). To ode mnie zależy. Tego nikt za mnie nie zrobi. Tu jest moja odpowiedzialność za czyny, które popełniam, za wyrządzone dobro albo zło.

Potrzebujemy interpretować poruszenia, zatrzymywać się nad nimi. Przyglądać się im i rozważać, jak Słowo Boże oddziałuje na nas podczas modlitwy czy w czasie rekolekcji. Nie zapominajmy również o tych poruszeniach, które przychodzą do nas z życia, w codzienności. To, co ktoś powiedział lub gdy coś się wydarzyło, o czymś przeczytaliśmy, może jakoś na nas wpływać i wywołać reakcję w postaci decyzji i konkretnego czynu. Ponosimy odpowiedzialność nie tylko za same czyny, ale również za ich początek.

Kiedy podczas spowiedzi zajmujemy się tylko tym, co zrobiliśmy, a czego nie popełniliśmy, to zapewne zdajemy sobie sprawę, że to jest trochę za mało. Możemy cały czas popełniać te same grzechy, te same czyny, a pomijać ich źródła. Stawiajmy sobie pytania: z czyjego poruszenia powstały? Który duch wzbudził tę myśl – dobry czy zły? Do rozeznania i interpretacji potrzebna jest świadomość siebie samego i tego, co dzieje się w naszym wewnętrznym świecie.

Tej świadomości sobie i wam życzę. Tego rozeznania, interpretacji, a przede wszystkim odczuwania poruszeń. To jest wielkie bogactwo naszego życia wewnętrznego. To jest głos Pana Boga, który mówi do nas. Potrzebujemy nasłuchiwać, być otwartymi i równocześnie interpretującymi, rozeznającymi to, co się w nas dzieje, aby życie (konkretne czyny, działania) było rzeczywiście coraz bardziej zgodne z wolą Bożą. Zgodne z dobrem, miłością, prawdą, pięknem. Niech to się w nas wydarza.

Transkrypcja pochodzi z filmu „Droga poruszeń duchowych – konferencja 2”
→ seria „JAK ŻYĆ? Czyli szukać i znajdować Boga we wszystkim”